Wczoraj odnalazł się minister Arłukowicz i na pośpiesznie zwołanej konferencji prasowej dopisał do listy leków refundowanych parę specyfików

1. Trwa zamieszanie związane z ogłoszeniem w Wigilię nowej listy leków refundowanych. Po tym jak media, nawet te sprzyjające dotąd Platformie, pokazały kolejki zdezorientowanych i złorzeczących pacjentów w aptekach, wczoraj odnalazł się minister Arłukowicz i na pośpiesznie zwołanej konferencji prasowej dopisał do listy leków refundowanych parę specyfików.

Te dopisane to słynne już paski do mierzenia poziomu cukru we krwi, jeszcze przedwczoraj były za drogie, wczoraj już można było je umieścić na liście, dopisano także leki przeciwbólowe przyjmowane przez chorych na nowotwory, leki zabezpieczające pacjentów po przeszczepach przed zagrożeniem wirusowym, a także leki dla pacjentów chorych na schizofrenię.

Okazuje się, że minister jednym pociągnięciem do listy, która ponoć była przygotowywana od paru miesięcy, może dopisać leki, które do tej pory nadmiernie obciążały kosztami refundacji budżet NFZ.

2. Dzisiaj ma się jeszcze odbyć nadzwyczajne posiedzenie sejmowej Komisji Zdrowia zwołane na wniosek posłów Prawa i Sprawiedliwości, na którym zapewne minister Arłukowicz jeszcze raz zaatakuje koncerny farmaceutyczne, stwierdzając że chcą zbić na polskich pacjentach fortuny ale on na to nie pozwoli.

Podkreśli, że od wielu dni negocjuje ze środowiskami lekarzy i farmaceutów nowe rozwiązania dotyczące zarówno wystawiania recept jak i refundacji leków i że wszystko ma pod kontrolą, także pacjenci nie powinni się niczego obawiać.

Okazuje się jednak, że dopisanie do listy leków refundowanych kilku specyfików, dokonane pod presją społeczną, to najłatwiejsza część zadania jakie wziął na swoją głowę minister Arłukowicz po słynnej poprzedniczce.

3. Lekarze bowiem już przygotowywali się organizacyjnie do wypisywania recept z pieczątką, że o refundacji leków ma decydować właściwy oddział NFZ .

Na razie część z nich dała się przekonać, że minister w najbliższym czasie powoła zespół który przygotuje zmiany w niedawno uchwalonej ustawie, która zdejmie z nich obowiązek sprawdzenia czy pacjent opłacił składkę zdrowotną (czyli czy jest ubezpieczony). Pozostali twardo twierdzą, że będą wypisywali recepty ze wspomnianą pieczątką.

Zresztą obarczenie lekarzy tym obowiązkiem już w momencie zaproponowania tego rozwiązania przez resort zdrowia, wydawało się absurdalne (bo lekarze zwyczajnie nie mają takiej możliwości) ale rządząca koalicja przepchnęła ten absurd przez Parlament jeszcze w poprzedniej kadencji.

Teraz z tego pomysłu trzeba wycofać się rakiem ale nie można się przyznać, że była minister Kopacz popełniła tak kuriozalne błędy, stąd kluczenie i powołanie zespołu, który jak wszystko ucichnie przygotuje poprawki i ten obowiązek z lekarzy zdejmie.

A na razie minister Arłukowicz wydal jakiś okólnik, który ponoć będzie bronił lekarzy przed finansową odpowiedzialnością jeżeli okaże się, że wypisali receptę z refundowanymi lekami pacjentowi, który nie miał opłaconej składki na ubezpieczenie zdrowotne.

Lekarze nie wierzą w moc okólnika i twierdzą, że tylko zmiana ustawy daje im gwarancje braku odpowiedzialności finansowej za wystawienie recept na leki refundowane pacjentom, którzy okażą się nie być ubezpieczonymi.

4. Wczoraj na konferencji prasowej minister z rozbrajającą szczerością twierdził, że lekarze na pewno nie będą wystawiali recept z pieczątkami, że o refundacji decyduje NFZ, a jeżeli już taką receptę wystawią, to farmaceuci sprzedadzą mimo wszystko leki po obniżonej cenie.

Jednak zapytani przez dziennikarzy sprzedawcy w aptekach jak jeden mąż twierdzili, że w takim przypadku będą sprzedawali leki pełnopłatne.

Widać z tego, że minister Arłukowicz wszedł w buty minister Kopacz i cynicznie zapewnia pacjentów, że nic złego się im po 1 stycznia nie stanie, choć gołym okiem widać, że zarówno lekarze jak i farmaceuci zamierzają bronić się przed skutkami niefrasobliwości obojga ostatnich ministrów zdrowia.

Jeżeli dołożymy do tego informację przekazywaną przez samych urzędników resortu zdrowia, że redukcja listy leków refundowanych pozwoli zaoszczędzić na refundacji około 1 mld zł rocznie, to możemy być pewni, że tę różnicę pacjenci będą musieli pokryć z własnych kieszeni, przeżywając jednocześnie upokorzenia zarówno w gabinetach lekarskich jak i aptekach.

Czy i ten skandal ujdzie Platformie na sucho?